Kilka dni temu postanowiłam się ciut rozpieścić i wydać na Coś nieco zaoszczędzonego pieniądza. Szaleństwo, zważywszy, że w tym i następnym miesiącu odprowadzamy jakiś dziki haracz na rzecz koncernów farmaceutycznych, produkujących szczepionki.
* * *
Tak, szczepię dziecko. Nie, nie boję się, że dostanie od tego autyzmu i mnie samą ten brak lęku dziwi.
* * *
Christmas więc zapowiada się u nas w wersji economy, a nie deluxe.
Mimo to postanowiłam kupić Coś, które zawsze będzie mi przypominało początek macierzyństwa. Mąż wspaniałomyślnie dorzucił grosz do kapelusza i z tą małżeńsko-rodzicielską ściepą poszłam po zakup. Jechałam przez miasto dumna bardzo, że jestem taka dla siebie dobra, tak umiem o siebie zadbać, jak nie przymierzając pani ze "Zwierciadła".
Kupiłam, wróciłam. Mąż, obejrzawszy, dzielnie zniósł relację ceny do mizerności gabarytów oraz totalnej nieużyteczności, po czym poszedł na trening.
Zostałam sam na sam z Synem, Czymś oraz dziwnym przypływem energii do pracy.
Przez półtorej godziny sprzątałam kuchnię, zorganizowałam wreszcie apteczkę, oddzielając leki dobre od przestarzałych, które ekologicznie odłożyłam do odniesienia do apteki. Poukładałam rozrzucone miniciuszki i odłożyłam dokumenty, gdzie ich miejsce. W tym czasie co rusz latałam do sypialni i pochylałam się nad łóżeczkiem, w którym spał Dzieć. Robię to zawsze, krzątając się po domu, tym razem jednak kursowanie zagęściło się co najmniej dwukrotnie.
O co chodzi? - zaczęłam się zastanawiać.
I skąd to poczucie przyjemności podczas sprzątania, którego przecież nie znoszę?
Dałam na moment nura w siebie i wyszło szydło z wora: najwierniejsze, najlepsze, najbardziej po syjamsku splecione z neurotycznością rodzeństwo.
Poczucie winy.
No jasne! Latam po chałupie jak fryga, sprzątam z uśmiechem na ustach (taki sam mieli z pewnością pokutnicy, opasujący się włosiennicą) i biegam do sypialni, bo mam poczucie winy!
Teraz znane mi od dawna uczucie obwiniania się o zbytnie nurzanie się w konsumpcjonizmie zostało wzbogacone szlachetnym rysem matkopolskim. Jak ona umie finezyjnie się biczować, że cała - po cebulki wypadających od laktacji włosów i 24/7 - nie oddaje się dziecku!
![]() |
Dodaj napihttp://wyborcza.pl/duzy_kadr/5,97904,13526592,Kobiety_PRL___na_8_marca.html?i=6s |
Pani ze "Zwierciadła" ulotniła się z furkoczacym pierdem puszczonego swobodnie balonika.
Została neurotyczna matka Polka, sprzątaniem i nerwowym doglądaniem oddechu Dziecia zabiegająca o to, by los przypadkiem nie zemścił się za to, że wzięła kilka ciężko zarobionych złotych i poszła po zakup.
Jak ta cholera w nas siedzi! Nie jesteśmy żadne tam nowe pokolenie. Po wierzchu mamy więcej tak zwanego zdrowego egoizmu, a pod spodem smutne dziedzictwo matek i babek.
Ale nie dałam się jej.
Poszłam do kąpieli, przeczytałam coś miłego i przed pójściem spać uśmiechnęłam się do Cosia. A potem pocałowałam Syna, poprawiłam mu kołderkę i poszłam spać do Męża. Szczęśliwa z powodu tego, co w moim życiu najważniejsze i zadowolona z powodu kupionej pierdółki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz