czwartek, 22 sierpnia 2013

Potwór Końca Ciąży

Wróciłam do domu.
Tych kilka dni w szpitalu kompletnie mnie wytrąciło z równowagi. Plus jest taki, że tak się wydenerwowałam kolejnymi zapisami ktg, że chwilowo nie mam siły się martwić. Lekarze twierdzą też, że nie mam powodów. Ich zdaniem Syn jest po prostu ruchliwy i zwyczajnie ma zadyszkę - stąd takie tętno.
Generalnie na opiekę w szpitalu nie mogę narzekać. Położne i doktorzy supertroskliwi i wyważeni. Tylko jeden młody lekarz postanowił nie rozpieszczać ciężarówy nadmiernym optymizmem i kiedy po usg oraz Dopplerze (które wyszły ok) spytałam dla pewności, czy wszystko w porządku, odparł:
- Czy wszystko, proszę pani, to się okaże po porodzie i za kilka lat.
Jaka szkoda, że opryskliwość nie wystarczy, by być doktorem Housem.
Powrót do domu uwolnił Potwora Końca Ciąży. O ile dotąd jeszcze próbowałam się trzymać, o tyle wczoraj puściły wszystkie tamy i hormony polały się ze łzami.
Całą ciążę zniosłam z uśmiechem na ustach. A teraz koniec z tym rozanieleniem. Nie jestem już miła.
Mam dość!!!
Mam skopane przez Młodego jelita i pęcherz. Zwykła rozmowa przyprawia mnie o zadyszkę. Jęczę przy wstawaniu z kanapy - co z tego, że 18 kg, które przybrałam nie widać, skoro moje stawy kolanowe je czują?
W nic się nie mieszczę - mam w pasie 110 cm!
Męczy mnie nawet siedzenie, bo się podduszam. A co mam cały dzień robić na leżąco? Nawet czytać długo się nie da, bo ręce drętwieją od trzymania książki.
Kontakt ze światem mam tylko dzięki tabletowi - nawet opuchniętym paluchem da się coś wydotykać.
No a poza tym, to już tylko niecierpliwość, niepokój, napięcie oczekiwania, poczucie nadciągającej zmiany...
Na szczęście dla Męża w tym wszystkim miewam też napady chichawek. Może wtedy na moment odetchnąć i przygotować się do następnej rundy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz