sobota, 17 sierpnia 2013

W łóżku z Antonim Macierewiczem

- Jak masz na imię, bo ja Natalia - tak zawsze zaczynałam gadkę z nieznajomymi dzieciakami w piaskownicy jakieś 30 lat temu.
http://www.majawolf.pl/galeria/kopie_obrazow/cud-nad-wisla-jerzy-kossak.html

W święto Matki Boskiej Zielnej oraz Wojska Polskiego (że też u nas święci zawsze w mundurach, a mundurowi z aureolą nad głową) niemal identyczną formułkę skierowałam do dwóch brzuchatych dziewczyn na oddziale patologii ciąży.
Poszliśmy z Mężem na rutynowy zapis ktg i naszą położną zaniepokoiło wysokie tętno Syna. Zapis powtórzono no i już nie wróciłam do domu. Przebadali mnie, przebadali Syna - wszystko gra. Skąd takie zapisy - nie wiadomo.  
Czasem po prostu tak jest, dzieci bywają hiperaktywne. Ja właśnie mam teorię, że Młody jest po prostu dzikiem. Nie mam zresztą pojęcia, po kim to dziecko miałoby być spokojne. Ojciec się nałogowo sportuje, matka wiercidupa (to cudowne określenie usłyszałam od zaprzyjaźnionej matki-blogerki, którą możecie poczytać tutaj ), dziadki z obu stron też mają pieprz w tyłku. 
No, ale lekarze chcieli obserwować, to oberwują, na władzę nie poradzę.
Oczywiście dla mojej schizowej psychy opcja "nie wiadomo, skąd takie objawy" jest najgorsza z możliwych. W szczelinie między zaniepokojeniem doktorów a brakiem wyjaśnienia znajduję świetną przestrzeń na wypuszczenie z siebie ducha ludu smoleńskiego. Tak, tak, jeśli jest pole do domysłów, rodzi się we mnie Antoni Macierewicz. W pierwszych godzinach po przyjęciu do szpitala Mąż dostał więc potężną dawkę kastroficznych wizji oraz przewrotnie pokrętnych teorii na temat wcześniejszych niedopatrzeń i uchybień zajmujących się mną służb położniczych. 

*   *   *
Na marginesie, służby owe trochę same są sobie winne, że obrzuciłam je kamieniami. To dla mnie niepojęte, jak dalece autystyczny społecznie może być młody lekarz. Wchodzi, ja niemal wstaję, by wyciągnąć rękę i się przedstawić, ale szybko pasuję, kiedy widzę, że gość patrzy mi w mostek zamiast w oczy i przemyka obok, by jak najszybciej oddzielić sie ode mnie barykadą biurka. Następnie nie odpowiada na moje proste i logiczne pytania (np. o to, dlaczego równie wysokie tętno Młodego nie wzbudziło takiego niepokoju podczas zapisu półtora miesiąca wcześniej), tłumiąc mój głos szelestem papierów. No żesz cholera! Co ja mam sobie myśleć? 

*   *   *
Na szczęście po kilku godzinach na oddziale i długich rozmowach z Mężem oraz konsultacjach z dobrymi duszami, udało mi się wykopać Antoniego ze szpitalnego łóżka, w którym już się dziad mościł jak u siebie. 
Odbyłam też wychowawczą rozmowę z Synem, wyraźnie mu uświadamiając, że lepiej, by poszedł na współpracę z matką oraz służbami medycznymi. No i od wczorajszego wieczora zapisy idą ładne. Jakby mi dziecko w brzuchu podmienili - wzorowe 130-140 łomotów na minutę. 
Mam nadzieję, że już tak zostanie. Pogodziłam się z tym, że zostanę tu do porodu, choć to dla mnie trudne, ale denerwować się jeszcze dwa czy trzy tygodnie nie mogę.
Na marginesie: piękny jest dźwięk ktg. Zawsze mam przed oczyma pędzącego małego kucyka. Kucyka, Synu, nie mustanga!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz