poniedziałek, 2 grudnia 2013

Kaszel, smoki i miłosny firewall

Jeśli Bóg będzie mnie kiedyś chciał naprawdę ukarać, wyśle mnie do piekła pełnego kaszlących niemowląt.
Nie ma bardziej rozdzierającego widoku! Po ostatnim weekendzie zbieram z podłogi moje rozdarte na strzępy matczyne serce.
Syn z końcem tygodnia zaczął kaszleć jak Chopin na Majorce, co oczywiście wprawiło mnie w niezły dygot. Na szczęście nasz rodzinny Dr Hałs orzekł, że to tylko skutek zbyt suchego powietrza w mieszkaniu. Mąż ekspresowo nabył nawilżacz i ruszyliśmy z produkcją mgły. Dojście do 60 procent wilgotności w naszym ceglanym mieszkaniu nie było łatwe - chociaż elektroniczna stacja meteo pokazywała, że mamy w domu chmury, na liczniku wciąż było ledwie 50 proc. Wreszcie się udało i Synowi się polepszyło (za to ja, po nieprzespanej nocy przy nim złapałam przeziębienie i prycham).
Naprawdę, stara dobra hipochondria z wizjami rychłego zejścia z tego świata, względnie kalectwa to było małe miki w porównaniu do zgryzoty z powodu zatkanego nosa tego małego człowieka.
A jednak ta sytuacja ma swoje dobre strony. Mimo że serce mi się cały weekend krajało nad Synem, ostatecznie, ku własnemu zaskoczeniu, poczułam się silniejsza.
Nie spanikowałam, nie przystąpiłam do snucia czarnych scenariuszy, a po pierwszym momencie, kiedy faktycznie miałam wrażenie jak by mnie kto uderzył w brzuch, poczułam moc, którą zaczęłam intensywnie emitować w stronę Małego. I już po prostu WIEDZIAŁAM, że będzie ok.
Zdałam sobie sprawę, że gdzieś pod lękiem mam absolutne przekonanie, że moja miłość jest doskonałym firewallem, strzegącym Syna przed wszelkim tałatajstwem od roztoczy po smoki.
A tu sentymentalna próbka hipochondrii w wykonaniu samego mistrza:

2 komentarze:

  1. Kochana, jako Matka Dwójki powiem, że jest jedna rzecz gorsza dla rodzicielskich uszu niż kaszlące niemowlę. To odgłosy wydobywające się z ust tegoż podczas nauki samodzielnego jedzenia zgodnie z założeniami metody BLW;-) Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko dwojga! To ja chcę zawczasu wszystko wiedzieć, źeby sobie uszy uzbroić!

    OdpowiedzUsuń