czwartek, 31 października 2013

Kijem w dupę gremlina

Nie pisałam z tej prostej przyczyny, że ciężko pisać, leżąc, a tak właśnie spędziłam ostatnie tygodnie. Drobne połogowe komplikacje sprawiły, że musiałam nauczyć się karmić Syna na leżąco. Przyznam, że doszliśmy niemal do perfekcji, co nie jest trudne, jeśli całymi dniami oddawać się praktyce. Gdyby wszyscy muzycy ćwiczyli gamy i pasaże tyle godzin dziennie, co my z Synem ćwiczymy ciągnięcie cyca, świat byłby pełen Zimermanów, Rozstropowiczów i Menuhinów.
Wskutek tych intensywnych treningów prześladuje mnie wizja piersi płaskich i rozciągniętych jak ciasto na pizzę. Jakiś obwoźny cyrk będzie mnie targał po Europie niczym babę z brodą czy człowieka-słonia, a ja będę zadziwiać publikę dzikim tańcem, podczas którego cycki będą mi falować jak dwie pizze w rękach neapolitańskiego mistrza kuchni. Ot, taki obrazek.
http://crossfitamplify.com/2013/07/21/community/
Żeby było jasne: ewentualna ruina moich cycków zupełnie mnie nie martwi. Przeciwnie: czuję jakąś ulgę, że wreszcie nie trzeba już się napinać na bycie doskonałą. 35 lat chodziłam z idealnym ciałem, mogę dla odmiany kolejnych 35 przechodzić z defektami.
W ogóle liczba spraw, którymi się martwię drastycznie spadła odkąd jest Syn. W zasadzie jedno tylko może mnie znów wciągnąć w klimat rodem z Woody,ego: troska o Zająca. I owszem, zdarzało mi się przez ostatnie tygodnie schizować na jego punkcie.
Dlaczego on tak charczy przez sen?
Czy nie jest mu za zimno?
Czy nie jest mu za ciepło?
Czy nie szkodzi mu mleko, które piję?
Czy dobrze wysysa mleko ze mnie?
Nie dojada?/Przejada się?
Hmm, dziwny kolor tej kupy.
Czy nie powali go pół lampki wina, które spożyłam na bankiecie (tak, tak, byłam na bankiecie. Mąż zrobił wszystko, bym po wielu, wielu tygodniach mogła pójść na moment między ludzi)
Czy aby na pewno - uwaga, to jest hit! - mój Syn mnie lubi???
Owszem, bywa, ze zrywam się w nocy nasłuchiwać oddechu Małego i w półmroku obserwować ruch przepony.
Ale nie jest żle. Ba, jest wręcz dobrze.
Nie pamiętam, kiedy miałam w sobie tyle spokoju. I zaufania do siebie, a to zupełne novum. Podejmuję odnośnie Syna decyzje i nie podważam ich po pięciu minutach. Żadnego gryzienia pazurów: rany, a może jednak należało pójść tą drugą ścieżką?
Noo, podoba mi się to. Całe życie do tego dążyłam. Czyżby pierwsze oznaki dojrzałości?
Bridżet przedstawiła mi wczoraj piękny obrazek: schizy jako gremliny, które waleniem kijem po dupach zapędza się do kąta.
I tak właśnie jest. Moje lęki - niegdyś smoki, które musiałam powalać ciosami Umy Thurman z "Kill Billa" - teraz są zaledwie nieznośnymi gremlinami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz