czwartek, 11 lipca 2013

Maczeta w dłoń


Od jutra idę na wojnę. Bóg tak chce, jak mawiali krzyżowcy.
http://www.filmweb.pl/film/Joanna+d'Arc-1999-842  
Dziś rano okazało się, że przez noc wyrosłam ze wszystkich swoich butów. Opuchnięte stopy wylewały mi się z balerin i tenisówek jak źle obwiązana szynka, a o włożeniu nowiutkich czerwonych trampek w ogóle nie było mowy. Pojechałam więc do galerii handlowej i nieźle się tam nagimnastykowałam, po pierwsze szukając czegoś sensownego w moim nowym rozmiarze, po drugie nachylając się i gnąc, by buty w ogóle włożyć.
Wyszłam zamordowana i tak ta poranna wizyta położyła się cieniem na całym moim dniu. Ok, nie znoszę galerii (kto w ogóle wymyślił tę nazwę?!?) handlowych, ale bez przesady. A może to ta dziwna senna pogoda? W każdym razie musiałam dziś po raz kolejny przyznać się przed sobą, że jestem strasznym nastrojowcem - jak wpadnę do studni, ciężko mi wyleźć. I tak sobie myślę, że czas coś z tym zrobić. Nie chcę, by na moje samopoczucie wpływała godzina w centrum handlowym, nieuprzejma sprzedawczyni, foch szefa czy pogoda.
*  *  *
Na marginesie: kiedyś Anne Applebaum opowiadała, że gdy zamieszkała w PL, nie mogła zrozumieć, dlaczego od rana wszyscy, łącznie z prowadzącymi audycje w radio i tv, gadają o ciśnieniu atmosferycznym, a potem przez resztę dnia wszystko na nie zwalają.
*  *  *
Wracając do meritum.
Ja tu póki co radośnie piszę o swoich schizach i odcieniach szarości mej duszy, a Zając rodzi się za niecałe dwa miesiące i należałoby się zacząć dziarsko ogarniać. Tu nie ma już co dywagować, tu trzeba brać maczetę i wyrąbywać te neurotyczne chaszcze, żeby dziecko zobaczyło trochę słońca na twarzy matki.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz