czwartek, 4 lipca 2013

Resajkling w komnacie tajemnic

Nie pisałam, remont mnie pokonał.
Pierwszy tydzień znosiłam świetnie, bo tak się zaprogramowałam. Zanim chłopaki rzucili się z wałkami na ściany, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego właściwie tak się boję tego remontu i w kółko opowiadam wszystkim, że nie znoszę podobnych akcji. Jeszcze ciekawiej się robiło, kiedy zdałam sobie sprawę, że jedyny remont, jaki przeżyłam miał miejsce dobrych dwadzieścia parę lat temu, kiedy z rodzicami zamieniliśmy małe mieszkanie w betonie na większe mieszkanie w betonie. Co innego przeprowadzki - tych zaliczyłam od matury kilkanaście i mam święte prawo ich szczerze nienawidzić.
http://grandmasscribbles.blogspot.com/2013/04/a-moving-experience.html
Z rzeczonego remontu pamiętać wiele nie mogę, a już na pewno jakoś mocno na nim nie ucierpiałam, bo było lato i całe dnie ganiałam po podwórku, zostawiając starych z całym majdanem i ich kłótniami (żarli się już wtedy na okrągło, a w szczególnych okolicznościach wyciągali swoje najlepsze popisowe numery). Skąd więc ta awersja do remontów? Pogłówkowałam i doszłam, że to jedna z rzeczy odziedziczonych - oprócz mieszkania - po Matce. Otóż to ona po rozwodzie przeprowadziła nas ze wspomnianego betonu do cegły na drugim końcu miasta. Wykonała tytaniczny wysiłek, razem z majstrami dygając kafelki na czwarte piętro i ogarniając cały ten bajzel. A potem nigdy nie dała mi o tym zapomnieć, wielokrotnie wspominając "ten koszmar".
Tak, tak, dla neurotyka oddzielenie tego, co jest jego od tego, co mu zaszczepili inni - podsuwając słowa i myśli jak drinki z dragami - bywa trudne. Jak Harry Potter mam taką swoją komnatę tajemnic, w której kotłują się różne rzeczy z dzieciństwa, zaklęcia latają w powietrzu, a czasem wypadnie jakiś trup z szafy. Muszę wtedy go zgrabnie zresajklingować, żeby się o niego nie potykać, tylko iść do przodu.
http://gabtor.wordpress.com/2010/10/27/harry-potter-and-the-chamber-of-secrets-movie-photo-gallery/
Tym razem poszłam częściowo i przez pierwszy etap remontu przebrnęłam śpiewająco i z uśmiechem na ustach. Potem opadłam z sił i wyrżnęłam nosem w ziemię. Ale już otrzepuję kolanka (choć wciąż jesteśmy na ostatniej prostej) i wracam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz